piątek, 8 sierpnia 2014

Biedaczka z samochodem, czyli łolaboga, niesielanka!, część 3

Dzień dobry… W ramach chwilowej akcji dostępu do internetu na naszych jakże zajmujących (i zasłużonych, naturalnie) wakacjach, wrzucamy analizę, która jest wybitnie nieudana, ponieważ była pisana na raty, a poza tym poniższy rozdział nie był zbyt wdzięcznym materiałem, przynajmniej w naszej opinii.
Dziękujemy, że niektórzy wstawiali się za nami, i wierzyli, że Was nie porzuciłyśmy, i jest nam naprawdę bardzo miło, że nie poleciały na nas tym razem hejty :) Nie wiemy jeszcze kiedy możecie spodziewać następnego wpisu, dlatego polecamy zasubskrybować bloga - wtedy z pewnością nic Was nie ominie :)
Pozdrowienia z gór!

Zanalizowały: Kłamliwy Litwin i Carly

Jak już was wcześniej poinformowałam, dochodzą dwie nowe bohaterki.
A do czego one docho… A nie. Nie chcę wiedzieć.
Przyjemnego czytania ^^
---------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
     Spakowałam dużo ciuchów, kosmetyki, buty i szczotkę do włosów.
Skąąąąd ona ma “dużo ciuchów”? ;_;
O 22:00 już byłam w łóżku. I tak nie spałam pół nocy. Strasznie się podjarałam naszym wyjazdem. Nastawiłam 2 budziki.
Kraj ciuchami i budzikami płynący, czy co jest?
Jeden na 9:00, a drugi na 10:00. Za nic w świecie nie chciałam zaspać. Od dzisiaj zaczyna się nieoczekiwana przez nikogo zmiana w moim życiu…
Szczerze mówiąc, to ja trochę jej oczekiwałam… pO TYM JAK NAZWAŁAŚ SWOJE OPOWIADANIE “NIEOCZEKIWANA ZMIANA”.
     Gdy się obudziłam, myślałam, że zaspałam. Mama zawsze się krząta w kuchni, a do pracy wychodzi o 8:30. Boże! Ja nie mogłam zaspać!
Ja uważam, że byłby to niesamowity zwrot akcji.
Szybko wstałam i wzięłam telefon. Sprawdziłam godzinę. 8:59.
Seeerio? Ona wyjeżdża do jakiś Stanów Upojenia Alkoholowego i nawet nie zdołała wstać, żeby sie pożegnać z własną matką?
Wow. Obudziłam się przed czasem, i nawet się wyspałam. Niemożliwe. Gdy mój budzik zadzwonił o 9:00, prawie dostałam zawału.
So close… Mam nadzieję, że ten o dziesiątej spowoduje u niej wylew krwi do mózgu.
Nie przypominam sobie, żeby kiedyś był taki głośny. Mniejsza o to. Trzeba było dokończyć przygotowania do wyjazdu.
     Poszłam do łazienki. Wzięłam prysznic, ubrałam się:
Panie i panowie, najbardziej obrazowa część całego opka: OBRAZKI.
...Pierwszy raz widzę coś takiego. Kreatywne. NAPRAWDĘ.
Nie no, w końcu umiejętości opisu wyglądu postaci to rzecz, która powinna odejść do lamusa. Choć jak wyobrażam sobie, jak aŁtorka opisuje te czarne rurki i ulubiony top bohaterki, wraz z nieodłącznym “letkim makijażem”, to nie wiem, czy nie wybrała lepiej.
poczesałam, umalowałam
Not this shit again!
i zeszłam na dół do kuchni. Do lodówki była przyczepiona karteczka:
''Córeczko, w lodówce masz zupę, podgrzej sobie.
Śniadanie mistrzów…
Miłego lotu! I nie zapomnij zadzwonić jak dolecisz!"
Oczywiście, że zapomni.
     Nie chciało mi się zbytnio jeść, ale przede mną była długa podróż, więc zrobiłam tak jak kazała mama.
Wiecie, autorka pewnie się opycha niezależnie od pory dnia, więc jej bohaterce “zbytnio nie chce się jeść”, no bo to przecież jedyny sposób, żeby być piękną i szczupłą ;)
Siostro! Jak możesz tak mówić? To na pewno dlatego, że z powodu sytuacji finansowej swojej rodziny musiała przystosować się do tego pionierskiego trybu życia i zrezygnować z tak przyziemnych rzeczy, jak ciepły posiłek! Na pewno przyzwyczaiła sie do ogarniajacej jej beznadziei, przez co… Kogo ja próbuję oszukać. Jedyna beznadzieja, która otacza bohaterkę, to pisanina jej twórczyni. I może jej własna głupota.
Gdy zaczęłam jeść, była 9:55. Zupa oczywiście pyszna. Mama świetnie gotuje. O 10:05 usłyszałam dzwonek do drzwi. Zastanawiałam się kto to, ale poszłam otworzyć.
Jakby w procesie zastanawiania się dowiedziała się, kto to, to chuja, nie otworzyłaby?
Zobaczyłam Nell już z bagażami.
- Wpuścisz mnie, czy będziemy tak stały?
- Jasne, wchodź. Zapomniałam, że miałaś do mnie przyjść po 10.
Naprawdę nie wiem, czy te wszystkie godziny w tym opku bardziej mnie śmieszą, czy załamują.
- Jak zwykle...
- Oj tam, oj tam. Siadaj. Mamy jeszcze trochę czasu. - usiadłyśmy, ja dokończyłam jeść, pozmywałam, pogadałyśmy, aż w końcu musiałyśmy się już zbierać. Na lotnisko miałyśmy jakieś 30 minut drogi, więc musiałybyśmy wyjść o ok.11:30, ale zaczęłyśmy się zbierać o 11:00, bo mamy szczęście się spóźniać na jakieś ważne wydarzenia.
- Fajne ciuchy:
To to o tam to ma być kastet, czy ki diabeł? W sumie, czemu nie, fajny kastet.
Tak fajny, że aż masz szansę połamać palce, zanim nawet zdążysz porządnie go użyć! Swoje palce!
- powiedziałam.
- Dzięki, twoje też.
- Thx
Ile ja bym dała, żeby zobaczyć, jak ta dziewczynka to wymawia…
- ubrałam kurtkę, wzięłam bagaż i moim oczom ukazał się czerwony kabriolet.
Który wjechał w budynek, zabijając je na miejscu? Proooszę.
- Świetne auto, nie? Ciekawe czyje... - powiedziała Nelly.
- Tak, to prawda... - włożyłam ręce do kieszeni i poczułam, że mam tam coś twardego
i jakąś karteczkę.
- Co tam masz? - spytała zaciekawiona Nell.
- Nie wiem, zaraz sprawdzę - wyciągnęłam rzeczy i zobaczyłam klucze i małą karteczkę
- No dalej, czytaj - ponagliła mnie Nelly.
- Ok, już. Czytam:
"Córciu, masz tu prezent urodzinowy. Miłej jazdy na lotnisko. Tylko go nie rozbij, pamiętaj, że jeszcze nie masz prawa jazdy!"
Na miejscu tej matki też bym sobie skrycie życzyła, żeby Mary Sue uległa śmiertelnemu wypadkowi, ale chyba załatwiłabym to nieco dyskretniej...
- O, jesus, mam samochód…
Oh, jesus and maria szwenta, I mam swój own car omg
Ja pierdole, mam własny samochód!!!
outermostdig:

Source
Kurwa, Nell, to jest spełnienie moich marzeń! Chodź, wypierdalamy na lotnisko!
Tylko się nie posraj z tych filsów. Goin’ out in style, kurna jego mać.
- zaczęłam się tak drzeć, że chyba cała ulica mnie słyszała...Trudno, nie moja wina, czasami nad sobą nie panuję i tyle :D
Nie mogliby jej eksmitować?
- Jane, nie wyrażaj się! - powiedziała mama Nelly, gdy wracała z zakupów
Wiemy tylko tyle, że wracała z zakupów. Nie wiemy, czy była pod domem, czy może w połowie drogi. Może pani Lovett wie wszystko? Może pani Lovett jest wcieleniem Boga?
- Przepraszam, pani Lovett! - powiedziałam, wsiadłyśmy do auta i ruszyłyśmy. Tak się zagadałyśmy, że raz (albo pięć) przejechałam na czerwonym świetle, i raz (albo trzy) prawie nas zabiłam XD Cała ja…
Ohoho, hihihi, kurna mać, jak chcesz spowodować własną śmierć tO NIE MOŻESZ SIĘ BARDZIEJ POSTARAĆ?!
     Gdy dojechałyśmy, była 11:50. Zaczęłyśmy szukać faceta w garniturze, ciemnych okularach i bez bagażu.
Znalazły jakiś osiemdziesięciu i uznały, że to ich szczęśliwy dzień.
Trochę to było trudne, bo było dużo ludzi, ale w końcu znalazłyśmy jakiegoś gościa pasującego do opisu. Trzymał kartkę z napisem "Monroe i Lovett". To musiał być on.
To niesamowite, ja bym nie poznała!
Podeszłyśmy do niego, a on pierwszy nas zapytał:
- Jane i Nelly?
- Tak, to my - odpowiedziałam
Na cholerę to sprawdzać, podpisywać jakieś papiery, spytać o zgodę rodziców...
- Świetnie, więc proszę za mną - szliśmy jakieś 5 minut.
Naprawdę za niedługo wyrobię sobie headcanon, że główna bohaterka skrycie marzy o zawodzie zegarynki.
Gdy oddawaliśmy bagaże, powiedział:
- Myślałem, że żartujecie z tymi bagażami. Nie pomylicie się przy odbiorze?
Ale co niby mają pomylić, jeżeli one najprawdopodobniej się dezintegrują jeżeli dzieli je więcej niż kilometr?
- Zawsze sprawdzamy co jest w środku. Proste. Mamy po prostu podobny gust, i tyle - powiedziałam.
- Rozumiem. Dobrze, wchodzimy na pokład.
Ta, bo on tak chce, to wchodzą. A ałtorka to kiedyś chociaż była na lotnisku?
- Już idziemy - powiedziałyśmy razem.
     Gdy weszłyśmy, zajęłyśmy miejsca. Nelly usiadła przy oknie, ja w środku, a facet przy przejściu. Gdy wystartowaliśmy, powiedział:
- Na lostnisku
Czy ta literówka sugeruje nam, że samolot się gdzieś rozwali a potem zrobimy sześć sezonów sztywnych rozmów i retrospekcji o nijakim życiu przed wypadkiem? Ja nie chcę ;(
Albo to, że bohaterki w przypływie swojego geniuszu zgubią się na betonowej płycie o wymiarach jakichś czterystu hektarów i autorka zrobi z tego sześć sezonów wspaniałej historii ich przygód.
będzie na nas czekała jedna dziewczyna, a w hotelu druga - oniemiałam. Jeszcze jakieś dziewczyny? Niby skąd? Przecież pisało, że tylko dwa bilety są do wygrania...
- Przepraszam, powiedział pan, że będą jeszcze 2 dziewczyny?
Tak, będą jeszcze dwa dziewczyny. Nosz do kurwy nędzy…
- Nell chyba czytała mi w myślach - Z tego, co pamiętam, pisało tylko o 2 biletach…
Ale potem się zorientowało, że się pomyliło, wymazało, i poprawiło, no boshe.
- Owszem, ale to był polski konkurs. Zostały zorganizowane jeszcze 2. Jeden na Florydzie, a drugi w Nowym Yorku.
Fajnie by było, gdyby laska z Florydy nazywała się Marzena Kowalska, a ta z NYC, nie wiem, Henryk Garncarz, skoro dwie laski z Polski nazywają się Nelly Lovett i Jane Monroe -.-”
Zrobiliśmy tak dlatego, że chłopców jest 4, więc do ich niespodzianki potrzebne są również 4 dziewczyny.
Boję się poznać charakter wspomnianej niespodzianki…
...SURPRISE BUTTSEX!
- Niespodzianki? - spytałam
- Tak. Lubicie śpiewać?
Nie, zgłosiły do konkursu piosenkę bo mają tragiczną historię życia do opowiedzenia.
- Tak - odpowiedziałyśmy jednocześnie.
- To dobrze. Mam również nadzieję, że dobrze mówicie po angielsku.
- Oczywiście. Od podstawówki aż do teraz na koniec każdej klasy miałyśmy z angielskiego 5 - powiedziałam
I to zdecydowanie o czymkolwiek świadczy ;D
- Dobrze. Radzę wam się przespać. Będziemy lecieć około 9-10 godz, a teraz w LA jest dopiero  4:00 rano, więc kiedy dolecimy, będzie około 13:30, a będzie na was czekało dużo rzeczy, więc musicie być wypoczęte
Będziemy lecieć około dziewięć pauza dziesięć godz, a teraz w LA jest dopiero cztery dwukropek zero zero rano, więc kiedy dolecimy, będzie około trzynaście dwukropek trzydzieści. TAK.
- powiedział i uśmiechnął się przyjacielsko. Wydaje mi się, że skądś go znam, tylko nie wiem skąd…
Co to ma być, ałtorka próbująca sobie przypomnieć kim w zasadzie jest jej bohater, czy wtf?
Według tego, co powiedział, ustawiłam nową godzinę w telefonie i nastawiłam budzik na 12:00. Założyłam słuchawki, włączyłam muzę
A powie mi ktoś gdzie to się włącza? :
Masz taki magiczny przycisk na nosie. I jak go wciśniesz, to robi “boop”. Albo może w sumie tak jak w Chobitsach… nie, w to się wolę nie zagłębiać.
i nawet nie wiem kiedy usnęłam. Nell prawdopodobnie też szybko usnęła. Rano, przed wyjściem, mówiła mi że usnęła dopiero około 5:00, a obudziła się już o 7:00 z podekscytowania.
Mój budzik zadzwonił o 12:00 i byłam już wyspana.
Prawdopodobnie jedyny odkryty przypadek człowieka, który wyspał się po drzemce w środku lokomocji xD
Nelly dalej spała. Nie dziwię się jej. Ten facet czytał jakąś książkę. Zauważył, że się obudziłam, i powiedział:
- W końcu się obudziłaś. Spałaś strasznie długo. Ja bym tak nie potrafił. Zawsze budzę się trochę wcześniej niż moi znajomi - zupełnie jak Nell...pomyślałam
- Po prostu usnęłam dopiero około 3:00,
Kilka akapitów wcześniej mówiłaś, że o północy.
bo miałam taką podnietę, że nie umiałam zasnąć.
W szkole jej nie nauczyli, bo jej tam nikt nie lubi.
Nawet obudziłam się przed budzikiem - uśmiechnął się. Czy ja powiedziałam coś śmiesznego? - Co pana tak bawi?
- Po prostu mówisz trochę jak mój znajomy
Też ściąga teksty z elementarza i dialogi z nauczania języka polskiego poziomu podstawówki?
- znów się uśmiechnął. Nie wiedziałam czy to komplement, ale powiedziałam:
- Yyy...dziękuję?
- Tak, to był komplement. Pasowalibyście do siebie. A tak w ogóle to ile macie lat?
Ehhh… opiekun wycieczki zorganizowanej, kurwa jego mać.
- Nell w lutym skończyła 18, a ja wczoraj.
- Tak myślałem, że macie nie więcej niż 20 lat.
- Eee...komplement?
Po czym poznać, że autorka ma mniej niż piętnaście lat? Mówienie osobie, że wygląda na starszą, niż jest w rzeczywistości, wydaje jej się być komplementem.
- Tak.
Jak przekroczą 20stkę to fora ze dwora.
- No to dzięki - drażniło mnie to, że wogóle nie zdjął okularów i to, że kogoś mi przypomina - Przepraszam, ale kogoś mi pan przypomina…
- Doprawdy?
- Tak.
- Jestem aż tak rozpoznawalny? - powiedział i zdjął okulary.
Disguise level over 9000
OMG!!! To był James Maslow!
A czemu nie Abraham? Piramida, te sprawy? (Jezu, cisnę ludziom po nazwiskach, źle ze mną)
Myślałam, że dalej śpię, więc musiałam się uszczypnąć.
- Ał...
- Myślałaś, że nie jestem prawdziwy?
Ja nadal mam nadzieję.
Nie mogła spróbować czegoś bardziej à la marzenia senne, takiego jak… wyskakiwanie z samolotu?
- No...
- Haha…
Wyobraźcie sobie ten urwany, wymuszony śmiech, pełen żalu i roztargnienia...
- Może lepiej załóż te okulary nim Nell się obudzi, bo nie jest przygotowana na spotkanie cię w samolocie i mogłaby zemdleć.
No i joł, i tak już siedzi.
Kudos <3
- No dobrze.
- O jakim kumplu mówiłeś?
- Kiedy?
- No wtedy, kiedy powiedziałeś, że mówię trochę jak twój znajomy.
- A, to. Mówiłem o Loganie.
- ...O Loganie Hendersonie?! Serio?!
- No...to źle?
- Nie, to zajebiście! Naprawdę myślisz, że bym do niego pasowała?
- Tak. Zachowujecie się praktycznie tak samo…
Kurwa, nie, to już na pewno nie był komplement Oo A w każdym razie nie w stronę Logana. Kimkolwiek jest.
Dobra, stop. Czyli ona z gościem z tego całego zespołu cały ten czas gadała po polsku? Ratunku.
- Dzięki! - powiedziałam i miałam jeszcze chwilowy zaciesz, gdy James przerwał moje szczęście.
- W obecności Nelly mów do mnie David. Powiedz, że jesteśmy po imieniu, bo,...bo...bo mam 20 lat, czyli że jesteśmy prawie w tym samym wieku.
- Ok, spoko - odpowiedziałam. Gdy kazali nam zapiąć pasy, bo lądujemy, obudziłam Nell która jeszcze spała. Wylądowaliśmy bez problemów.
Zdziwiłabym się, że Mary Sue udało się przy czymś nie spowodować problemu, ale jakby nie było są powody dla których kabina pilotów jest oddzielona od reszty samolotu.
Gdy znaleźliśmy się poza samolotem, James, errr...David powiedział, że zaprowadzi nas teraz do tej dziewczyny. Byłam ciekawa jak wygląda, ile ma lat itd. Gdy ją znalazł, przedstawiła nam się:
- Siemanko, jestem Evelynn Cole.
Może ktoś z czytelników wymyśli co ma oznaczać ten link, który jest zrobiony z imienia nowej boCHaterki?
- Siemka, jestem Jane Monroe.
- Hejka, ja jestem Nelly Lovett.
- Miło was poznać.
- Nam też - odpowiedziałyśmy razem, a dziewczyna się zaśmiała.
Jedno jest autentyczne w tym opku - ałtorka chyba naprawdę nie ma za wielu znajomych, jeżeli umie prowadzić konwersacje tylko w taki sposób.
- Evelynn, masz świetne ciuchy:
A tę panią z obrazka to szanowna koleżanka nosi na szyi jak szalik z lisa?
Za każdym razem, jak autorka wstawia ten dwukropek, wyobrażam sobie, jak któraś z bohaterek staje przy tej, której ubrania są “opisywane” i wskazuje na nią rozpostartymi ramionami. I merda przy tym dłońmi.
- powiedziałam.
- To prawda. Ja ogólnie raczej nigdy nie założyłabym takich krótkich spodenek, ale ten strój mi się podoba - powiedziała Nell
Kładąc sobie dłoń przy podbródku i obczajając ją niczym jebany Yves Henri Donat Mathieu Saint Laurent.
- Thx. Wasze też są spox.
Jak ona się przy tym nie pluje, to ja nie wiem na czym stoi świat.
I mówcie mi Lynn.
Nie będziesz mi mówić jak mam żyć!
- Dzięki! - powiedziałam razem z Nelly
- Przepraszam, że przerywam te modowe pogaduszki, ale musimy jechać do hotelu i poznać ostatnią dziewczynę.
Na ziemi.
- Już idziemy! - krzyknęłyśmy we trzy. James się trochę wystraszył, ale na przyszłość niech wie, że dziewczynom się nie przerywa :)
Ta, to by się już chyba nic w tym opku osiągnąć nie dało.
Galopujący feminizm.
Poszłyśmy za nim do samochodu, kazałam usiąść Nelly z przodu, a ja i Lynn usiadłyśmy z tyłu.
Jezu, kurna, może jej jeszcze ubierz obrożę i każ robić salta, ty bezwzględna dyktatorko!
Gdy dojechałyśmy, naszym oczom ukazał się cudowny hotel.
Jak byliście w podstawówce, to Wam też kazali tworzyć takie zdania jak “naszym oczom ukazał się”? Bo tak coś sobie mgliście przypominam, że mi kazali, przy niemalże każdym opowiadaniu, które miało zawierać elementy opisu xD
Pojechałyśmy windą na ostatnie, 20 piętro.
- Ciekawe, komu by się chciało wchodzić na 20 piętro, gdyby windy się zepsuły... - pomyślałam. Pokój miałyśmy 4-osobowy. Ostatnia dziewczyna już tam czekała.
- Cześć, jestem Rose Cast.
- Siemanko, Evelynn Cole. Mów mi Lynn.
- Siemka, Janey Monroe. Mów mi Jane.
- Hej, Nelly Lovett. Możesz mi mówić Nell.
I tak oto każda z nich przywitała się sama ze sobą. Moje serdeczne gratulacje.
- Ok, miło was poznać.
- Wzajemnie - odparłyśmy chórem.
- Ładne ciuchy
Rose, proszę, nie jesteś już w przedszkolu. Przestań jeść swoje włosy.
- powiedziała Nelly. Poparłyśmy ją.
James krzyknął “veto!” i zerwano obrady.
A Rose rozerwała koszulę na piersi i położyła się w drzwiach?
- Dziękuję, wasze też.
- Dobrze dziewczyny, przyszykujcie się na spotkanie z Big Time Rush. Macie 2 godziny. Mój zastępca po was przyjdzie. Nazywa się John. Chłopcy zabierają was na dyskotekę.
Czy ty czasem nie jesteś jednym z tych “chłopców”, James, do cholery?!
Nieee, on nie. On jest bardzie zainteresowany kolegami z zespołu niż uczestniczkami konkursu, czy coś.
Do zobaczenia!
- Narka! - powiedziałyśmy, ale już go nie było.
No i zaczęły się zacięte przygotowania.
Któraś zacięła się maszynką?
Po pokoju walało się wszystko: ciuchy, kosmetyki, akcesoria. No bo w końcu miałyśmy tylko 2 godziny, więc musiałyśmy się spieszyć…
Zadziwiające, że żadna z nich nie ma jet laga, naprawdę.
Oj no przecież one się wyspały w samolocie, c’nie?
---------------------------------------------------------------------------------------------
     Ale się rozpisałam...Zdjęcia ciuchów dodałam w ten sposób, bo linki nie działały.
No brawo, naprawdę. Jakby dała linki, to za nic w świecie nikt by nie wiedział co te panny mają na sobie. Nie, żeby to w sumie cokolwiek zmieniało, ale...
Nie wiem czemu. Ale mniejsza o to. Jak zwykle proszę o zostawienie komentarza albo reakcji.
K.

                                                              
Janey^^