poniedziałek, 16 czerwca 2014

Kameralna impreza z trupem w fotelu, czyli łolaboga, niesielanka!, część 2

Cześć ;)
Z okazji, że mam za sobą pierwszy egzamin, i że nieźle mi poszło, *krzyżuje palce*, wrzucamy kolejną część fica o jakimś dziwnym zespole, w której to części żaden członek tegoż znów się nie pojawia (pun intended). A ponieważ dzisiaj są urodziny z jednej z naszych ulubionych postaci z pewnego złego fandomu, w którym aktualnie jesteśmy, to w analizie zamieściłyśmy kilka żartów z nim związanych. Tak, tak, chodzi nam o Shingeki no Kyojin. Tak, tak, jest nam wstyd. Ale przechodząc do rzeczy - kto wskaże wszystkie nasze suche żarty związane z tym tematem ma prawo rozkazać nam wrzucić następną analizę w przyszły poniedziałek, (a jak taka nagroda się danej osobie nie spodoba, to ma prawo wybrać sobie inną xD Na przykład skype’owe konsultacje w sprawie analizy, czy coś?) i obiecuję, że nie będziemy się wykręcać, nawet jeżeli miałabym przez to zdawać cholerne całki we wrześniu ;) Dobrej zabawy!


Zanalizowały: Kłamliwy Litwin i Carly




Rozdział 2
   Przepraszam, że w poprzednim rozdziale były takie małe litery. A teraz przechodzimy do rozdziału 2 ^^
-----------------------------------------------------------------------------------------
Lekcje się skończyły, poszłyśmy do mnie, zjadłyśmy jeszcze tortu, sprawdziłyśmy wyniki konkursu. Ja o mało co nie spadłam z krzesła, a Nelly zemdlała. Szok totalny! Wygrałyśmy! Piszczałyśmy i miałyśmy zaciesz jeszcze długi czas. Napisano, że się z nami skontaktują, w celu ustalenia terminu naszego wylotu. Już nie mogłyśmy się doczekać...
                                                   
                                                             *z pkt.Nelly*
Z Punktu “Nelly” wychodzi prosta…
To chyba półprosta co najwyżej *zaperza się*
O boże! Wygrałyśmy! Nie wierzę! Tylko tyle pamiętam, bo z wrażenia zemdlałam...Gdy się ocknęłam, Jane wpatrywała się w ekran jak głupia. Mną się nawet nie przejęła. Cała Jane...
Nooo, i czy to aby na pewno nie mówi ci nic o waszej przyjaźni? xD
Jedyna osoba, która próbowała mnie cucić to jej mama. Eh, Jane chyba już nigdy się nie zmieni…
Chyba, że w tytana.
- Nelly, dziecko, nic ci nie jest? - powiedziała pani Monroe. Po tym, jak tamtego ćpuna wsadzili na odwyk, mama Jane powróciła do nazwiska po pierwszym mężu.
A to jest doskonały moment, żeby nam o tym powiedzieć.
Jutro kolokwium, lubię lody, woda wrze w stu stopniach?
- Nie, nic mi nie jest, dziękuję...
- Sądząc po waszych reakcjach, zakładam ,że wygrałyście? - spytała mama Jane.
Albo, że cierpicie na jakąś ciężką i nieuleczalną chorobę.
- Dokładnie...czy to nie jest zajebiste?! - Jane i te jej reakcje...bezcenne...zresztą moja nie lepsza...
- Tak...Pisze kiedy mamy wylatywać?
- Nie, pisze tylko,
...jest napisane, właśnie!
że na ich e-mail mamy wysłać numer telefonu jednej z nas, a oni do nas zadzwonią i ustalą termin, jaki nam pasuje. No ale powiedz, że to jest zajebiste!
Ja wam powiem coś ciekawszego: ktoś po prostu robi sobie z was jaja, a wy dałyście się nabrać na jakiś “konkurs”, który nawet nie miał regulaminu. Moje gratulacje.
- Aha. Tak, to jest zajebiste...może podamy twój numer, Jane?
Matko, proszę, przypierdol jej wychowawczo w łeb za te przekleństwa!
- Spoko. Już podaję - wpisała swój numer i wysłała. Teraz pozostaje już tylko czekać... Zaczęłyśmy skakać, piszczeć, tańczyć, śpiewać. Z tej przyjemnej chwili wyrwała nas pani Monroe.
Która już się upewniła, że w psychiatryku mają dla nich wolne miejsca.
- Dziewczynki, nie chcę przeszkadzać, ale już 16:15
- O jezu,
Wystarczy “Carly”...
muszę się zbierać - szybko wzięłam torbę, założyłam buty i kurtkę i się pożegnałam.
- Narka Nell! Jak zadzwonią dam ci znać! - powiedziała wciąż uśmiechnięta Jane, przytulając mnie na pożegnanie.
- Pa Jane! Będę czekać! Dzwoń o każdej porze dnia i nocy!
Chyba, że akurat będziesz robić za kelnerkę pijanym kumplom ojczyma? Kurwa, to opko nawet na upartego się kupy nie trzyma -.-
- przytuliłam ją mocniej - Do widzenia, pani Monroe! - powiedziałam, gdy już wychodziłam.
Spojrzałam na zegarek. Była 16:19.
Okej, mieszkają drzwi w drzwi, ale wzięcie ruchomości i przejście takiej niebotycznej odległości zajmuje jej cztery minuty. Mistrzyni szybkiego zbierania się.
Jest dobrze. Gdy weszłam, moją uwagę przykuła niezwykła cisza.
Jak rozumiem, zwróciła uwagę na źródło niezwykłej ciszy? Ktoś jakieś urządzenie zagłuszające zainstalował?
Od czasu, gdy jest tu mój ojczym, NIGDY nie było tu tak cicho. Miałam cichą nadzieję, że się wyprowadził.
A tę błyskotliwą myśl podjętą we właściwym czasie i właściwym miejscu sponsoruje nam pan Kise Ryouta -.-
Ale to, co zobaczyłam, trochę mnie zdziwiło. Zobaczyłam, jak ojczym śpi w fotelu z butelką wódki w ręcę, a mama krząta się w kuchni niezwykle szczęśliwa...
- Co tu się dzieje? Czemu jesteś taka szczęśliwa? I jakim cudem on zasnął?
Bo nigdy wcześniej nie zdażyło mu się spać. Taka tam przypadłość.
Zło nigdy nie śpi!
- powiedziałam szeptem, obawiając się, by pijak się nie obudził.
- Wszystko jest w jak najlepszym porządku! - krzyknęła wciąż uśmiechnięta
To jest jeden z tych momentów w filmach o chorych psychicznie ludziach, które najbardziej mnie przerażają. Jak są radośni, to kurwa, jedyne co pozostaje to podpisanie papierów o wykorzystanie swoich organów do celów medycznych. Tych organów, które będzie dało się jeszcze wykorzystać.
- Ale...ja nic nie rozumiem...o co chodzi? - zgłupiałam.
Jeszcze bardziej?!
Czyżby moja mama zaczęła palić marihuanę? Albo może ktoś jej coś wszczepił?
Tak, kurna, drugą wątrobę. Ten chichot to tylko reakcja na odrzucenie organu.
- Córciu, posłuchaj mnie. Po pierwsze: jestem szczęśliwa z powodu twojego ojczyma. Po drugie: on nie śpi, tylko nie żyje! Zapił się na śmierć!
- ostatnie zdanie wypowiedziała niezwykle szczęśliwa - Dlatego jestem taka szczęśliwa!
Czy jej ktoś kiedyś uczył konstrukcji dialogu?
- Ale...to, że nie żyje jest w 100% pewne?
- Raczej tak.
Upewniłam się. *szatański śmiech*
Sprawdziłam mu puls. Według mnie nie oddycha, czyli nie żyje. Proste jak drut.
Nie no, tu wszyscy chodzą naćpani… “Sprawdziłam mu puls, i dzięki temu wiem, że nie oddycha”. TAK.
- Dotykałaś go?! Bez chusteczki czy rękawiczek czy czegokolwiek?!
No tak, gdyby próbowała mu wykonać resuscytację krążeniowo-oddechową, to pewnie by ją od razy na stryczek skazali. Bez rękawiczek? Gdzie z łapami, szmato?!
Przecież to jest miejsce zbrodni! Trupów nie wolno dotykać bez zgody policji, czy rękawiczek!!! - wybuchnęłam. Przecież on nie żyje! I ona jeszcze była taka opanowana…
No tak, bo jakbyście jeszcze nie wiedziały, drogie dzieci, to męża generalnie się nie dotyka, na wypadek gdyby miał umrzeć.
- Córeczko, uspokój się. Nie jestem głupia. Założyłam rękawiczki. Po policję też zadzwoniłam.
Żeby mogli cię zamknąć za niepodjęcie próby przywrócenia funkcji życiowych? W sumie sprytne.
Powiedziałam, że mój mąż zapił się na śmierć, a wcześniej nas bił. Powiedzieli, że przyjadą za jakieś 15 minut. Na razie minęło 5.
Kurwa, w zegarynkę się bawi… babeczki pieczesz, że taka dokładna? A ponoć szczęśliwi czasu nie liczą, hę?
Nie martw się, już nikt nas nie będzie bił - powiedziała i przytuliła mnie. Cieszyłam się. Cieszyłam się, bo pragnęłam zobaczyć, jak umiera.
Jej mama?
Po prawdzie nie widziałam, jak umiera, ale widziałam, że nie żyje. Dla mnie to wystarczający powód do szczęścia. Po policzku spłynęła mi łza. To ze szczęścia. Po prostu.
Hej, w sumie, spójrzmy na to tak: mamy przed sobą opko o zespole. Zazwyczaj w takich tworach występuje piękna, falująca obwitym biustem boChaterka, która kąpie się w kozim mleku i napierdala z Nju Jorku do Paryża jak taksówką, koniec końców też oplata sobie wokół palca idola nastolatek, którego muzykę raczyła łaskawie dopuścić do swoich zacnych uszu. A tutaj autorka ofiaruje nam serca dwóch biednych dziewcząt, wplątanych w niekończącą się akcję i nieszczęścia; bieda, patologia, odwyki, umierający ojczymowie, chore psychicznie i nieodpowiedzialne matki…
...Taa, siebie też nie przekonałam.
Poczekałyśmy jeszcze chwilę i przyjechała policja. Zrobili mu zdjęcia, zapytali się mnie, co wiem, gdzie byłam w tym czasie i gdzie byłam cały dzień.
Ciekawe, czy narysowali kontur sylwetki na fotelu.
- O 7:35 wyszłam do szkoły, lekcje skończyłam o 13:30, po szkole poszłam do koleżanki i wróciłam do domu o 16:20.
Kłamie! Mówiła, że 16:19! Mogę zeznawać przeciwko niej?
Gdy weszłam, już tak leżał, a mama mi powiedziała, że nie żyje i że już dzwoniła na policję.
Naprawdę nikt tu nie ogrania, że powinna była zadzwonić po karetkę, a nie na policję? -.-
- Dobrze, a podobno was bił?
- Tak, zwykle dlatego, że nie chciałyśmy czegoś zrobić, albo po libacjach z kumplami, bo po prostu tak mu się chciało.
- Rozumiem.
Rozumiem? ROZUMIEM?! Czy w takich sytuacjach nie załatwia się psychologa? Nie potwierdza zeznań na komendzie? Nie wiem, czy zauważyliście, drodzy boCHaterowie, ale ktoś tu, KURWA, nie żyje! Ja chyba na trzeźwo tego nie zdzierżę.
Wiesz, jej ojczym nie był trzeźwy i też nie zdzierżył… xD
Jebłam w tym momencie xD
Mógłbym wiedzieć, jak nazywa się ta koleżanka i gdzie mieszka?
- Oczywiście. Nazywa się Jane Monroe i mieszka obok.
Obok. Które obok, do cholery? Ta czternastoletnia siedemdziesięciolatka o imieniu Wojciech spod dwudziestki to też twoja koleżanka Jane Monroe?
- Na razie to tyle. Dziękuję. Gdy stwierdzimy przyczynę śmierci, skontaktujemy się z paniami. Do widzenia! - powiedział i wyszedł. Przyczynę śmierci?!
No niebywałe...
Oni myślą, że moja mama albo ja go zabiłyśmy?! To niedorzeczne!
Toki myślowe tej bohaterki są fascynujące.
                                                               *z pkt.Jane*
W ogóle to nie wiem, czy wiecie, ale aUtorka “dośrodkowanie” nagłówka robi spacjami. Serio. Widzę, że z informatyką w podstawówce też kiepsko.
Oglądałam sobie telewizję, gdy usłyszałam dzwonek do drzwi. Kogo tu niesie?
- Janey, mogłabyś otworzyć? Jestem zajęta!
- Jasne...już idę - niechętnie podeszłam do drzwi. Gdy otwarłam, oniemiałam. Co tu, kurde, robi policja?! Przecież ostatnio nie wrąbałam w żadne auto! Ostatni raz, to 2 miesiące temu, gdy wracałam z centrum handlowego.
Skąd ją stać na samochód i takie tam, zwyczajne wypady do centrum handlowego, jak mniemam, nie muszę już pytać?
Skręcałam już w naszą ulicę, gdy po prostu za dużo skręciłam i wrąbałam w jakiś stary gruchot. Oczywiście pod uwagę zostało wzięte tylko to, że jeszcze nie miałam prawka.
Ehm, tak… Nie wiem, czy się cieszyć, że ałtorka jednak udowodniła, że Mary Sue umie się przemieszczać inaczej, niż po linii prostej, czy wpadać w panikę, że ktoś ją w ogóle wypuszcza na ulicę...
Wracając do tematu policji:
- Dobry wieczór, ty jesteś Jane Monroe?
- Tak, to ja. O co chodzi? - spytałam speszona. Czego oni ode mnie chcieli?
- Chciałbym zadać Ci parę pytań. Mogę wejść?
- Proszę bardzo - wpuściłam go.
A ja już się mordobicia spodziewałam, normalnie.
Nie wiedziałam czego mam się spodziewać.
- Kochanie, czemu tu jest policja? W co ty znowu wjechałaś?!
Hahaha, przeczytałam “w co ty znowu wjebałaś” xDD
- spojrzała na mnie wzrokiem, który mógłby mnie zabić, a jednocześnie mówiącym "proszę, powiedz, że w nic"
- Dobry wieczór, jestem tu w sprawie Nelly Lovett. Podobno się przyjaźnicie? - zapytał z niezwykłym spokojem, a ja wybuchłam
Zeskrobywali mnie ze ścian jeszcze dobre trzy dni.
- Nelly?! Co jej jest?! Ten pijak ją pobił na śmierć?! Proszę mi powiedzieć, że żyje! - rozpłakałam się. Nie mogłam znieść myśli, że moja jedyna przyjaciółka mogłaby nie żyć.
- Spokojnie, żyje, nic jej nie jest, jest u siebie. Przyszedłem tu tylko zadać tobie kilka pytań w sprawie tego "pijaka" jak go nazwałaś - odetchnęłam z ulgą.
Generalnie właśnie zostaliśmy świadkami ataku histerii i uspokojenia, przy czym jedno nastąpiło po drugim w okresie dziesięciu sekund.
Tylko po co im informacje o tym pijusie?
Chcą się umówić na wódkę, i nie wiedzą jak zagadać.
Usiadłam w salonie i  powiedziałam, żeby również usiadł.
Tenże salon. Siad-cepcja.
I wtedy właśnie runął sufit.
- Może pani zostać, jeśli chce, pani Monroe.
- Dziękuję, zostanę. Również jestem ciekawa, co pan powie
Przyszedł zadać kilka pytań, stara, to ty tu będziesz gadać.
- policjant się zaśmiał.
Przyszedł gadać o czyjejś śmierci. No tak, to czas na ploteczki, kawkę, herbatniczki, smiechu-chichu, kurwa.
Przypominał mi trochę tatę, gdy tak się śmiał, ale nie miałam teraz głowy do rozmyślania nad tym. Teraz interesowała mnie tylko sprawa Nell.
- Czy Nelly Lovett była tu dzisiaj od około 13:40 do 16:20?
- Tak, świętowałyśmy moje urodziny - pominęłam wiadomość o konkursie. Przecież na pewno go to nie interesuje.
Mnie też w sumie koło chuja lata historia życia tej panienki… ale taka jest już nasza rola w życiu, słuchać i wiedzieć, co nie, policjant?
- Tylko we dwie? - musiał się o to pytać?
Szczerze powiedziawszy to nie wiem, ale nawet jeżeli się o to zapytał, to nie uzyskał odpowiedzi, więc najwidoczniej postanowił zapytać ciebie, panno Mary Sue.
- Tak, ponieważ nie jesteśmy w szkole zbyt lubiane. Mamy tylko siebie nawzajem.
- Nie zapominaj, że ty masz jeszcze mnie, a Nelly swoją mamę - wtrąciła się mama.
- Przecież bym nie zapomniała.
Jakoś cały poprzedni rozdział ci się to udawało.
- Przepraszam, że przerywam, ale wracając do sprawy:
(Dzienna dawka gejporno sponsorowana przez Litwina, marcojean i pana policjanta, a oferowana dzięki zbieżności sytuacji, urodzinom Marco i tym, że jest piękny na tym kadrze. No i też dlatego, że kurewsko mnie to śmieszy.)
potwierdzasz, że w tym czasie Nelly była u ciebie, a wcześniej od 7:40 poza domem?
- Tak - korciło mnie, o co chodzi z pijakiem, więc zapytałam - Mogę wiedzieć, o co chodzi z jej ojczymem?
- Podobno zapił się na śmierć. Badamy tą sprawę. - badają sprawę?! Czy on właśnie zasugerował, że Nell albo jej mama mogły go zabić?!
- Pan myśli, że Nell albo jej mama mogły go zabić?!
Pan myśli, command kopiuj command wklej?!
Litwin, rany boskie, to jest “control”, a nie “command”, jeżeli chcesz zostać powszechnie zrozumiana ;_;
Zachowaj swój niemacowy komentarz dla siebie, ja i moje fici wcale nie chcemy Cię słuchać ._.
- Tego nie powiedziałem. Sądząc po ich zachowaniu i zeznaniach, nie zrobiły tego. To jest po prostu rutynowe działanie w takich sprawach.
- Aha. Czy mogłabym pójść się teraz spotkać z Nell?
- Oczywiście.
No, akurat tak, żebyś mogła jej załatwić drogę ucieczki do Stanów Zjednoczonych…. oh, wait.
- Dziękuję. Do widzenia - miałam nadzieję, że już go nie zobaczę, ale chyba od czasu do czasu mogę być miła, co nie?
No, tak, bo zazwyczaj jest takim złodupcem, że żegna się z ludźmi “a weź się udław” -.-
- Pa mamo! - powiedziałam wychodząc.
Gdy weszłam, u Nell było 2, może 3 policjantów.
Ale gubię się przy dużych liczbach, więc nie wiedziałam dokładnie, sami rozumiecie.
Ona od razu do mnie podbiegła i mnie przytuliła.
- Siemka Nell, przyszłam sprawdzić, czy się cieszysz, czy załamujesz, chociaż po minie sądzę, że raczej to pierwsze - uśmiechnęłam się
No taaak, tak, pokaż tym policjantom, że miałyście motyw.
- Hej Jane. Jasne, że to pierwsze! W końcu wyparował z naszego życia! Ty byś się nie cieszyła?!
No tak, takie rzeczy powiedziane przy policjantach na pewno nie wydadzą im się być podejrzanymi.
- Jasne, że bym się cieszyła - w tym momencie zadzwonił mój telefon. Przy okazji spojrzałam na godzinę. Była 17:30. Numeru nie znam. Kto do mnie dzwoni o tej porze?
- Kto to?
- Nie mam pojęcia, nie znam numeru.
Generalnie całą jej rzekomą pamięć na temat konkursu trafił szlag.
- Odbierz, może to coś ważnego!
Naleśnikiiii?!
- Dobra - odebrałam, mając nadzięję, że to jakaś dobra wiadomość - Halo?
- Dobry wieczór, czy rozmawiam z Jane Monroe? - odezwał się męski głos. Co dziwniejsze, wydawało mi się, że mówił z amerykańskim akcentem.
TOTOTOTOTO.png
- Tak, to ja. O co chodzi?
- Z tej strony organizator konkursu internetowego, w którym brała pani udział z Nelly Lovett. - o boże! Nie wierzę! - Chcielibyśmy ustalić termin wylotu. Może być jutro?
- Chwileczkę, zapytam przyjaciółki
To ile ona ich ma w końcu?
- zakrywając ręką telefon, powiedziałam do Nell - Nell, masz wolny weekend?
- Tak, o co chodzi? - mówiąc już do telefonu powiedziałam:
A może ktoś by zapytał tych policjantów, czy ona może wypieprzyć na nie wiadomo ile na inny kontynent w obecnej sytuacji?
- Pasuje nam! O której godzinie?
- Czy 12:00 może być?
Oni wykupili bilety na trzysta przelotów, że sobie tak mogą ustalać?
Siostro, przecież nawet małe, grube dzieci wpierdalające omlety wiedzą, że samoloty się łapie na wyciągnięty kciuk...
- Jak najbardziej!
- No to ustalone. Będę na panie czekał przed lotniskiem. Poznają mnie panie po tym, że będę w garniturze i ciemnych okularach, bez bagaży.
Jak pięćset innych osób na lotnisku. Tajny Agent (Commander) Smith się znalazł, ja pierdolę.
- Dobrze, zrozumiałam. Nas pan pozna po tym, że ja jestem brunetką, a koleżanka blondynką, i po tym, że będziemy mieć takie same walizki.
To na lotnisku poznają się z caaaaałą pewnością.
- Dobrze, do zobaczenia jutro.
- Do widzenia! - rozłączył się.
- Z kim gadałaś?! - zapytała mnie lekko zdenerwowana i zdezorientowana Nell.
One. Są. Takie. Mądre.
Opowiedziałam jej wszystko.
Od początku. Łącznie z numerem inkubatora, w którym ją trzymali.
Cieszyłyśmy się strasznie.
Jak myślicie, za ile sprzedadzą ich organy?
Zaraz po tym wróciłam do domu. Musiałam się przecież spakować i porządnie wyspać.
Spakowałam dużo ciuchów, kosmetyki, buty, i szczotkę do włosów.
I jak typowy człowiek zapomniała szczoteczki do zębów. Pierwsze prawdopodobne wydarzenie w tym opku!
I piżamy!
O 22:00 już byłam w łóżku. I tak nie spałam pół nocy. Strasznie się podjarałam naszym wyjazdem.
Umrę ze śmiechu, jak je zawrócą z powrotem do Polski, bo żadna z nich oczywiście nie załatwi sobie wizy w jedną noc, i to przez sen.
Nastawiłam 2 budziki. Jeden na 9:00, a drugi na 10:00. Za nic w świecie nie chciałam zaspać. Od dzisiaj zaczyna się nieoczekiwana przez nikogo zmiana w moim życiu...
-----------------------------------------------------------------------------------------
   I jak się podobało? Na razie mam wenę, zobaczymy co potem. Jeżeli wam się podobało, proszę o polecanie mojego bloga innym.
Spoko, spoko, nabijemy Ci wejść, aż miło! *evil grin*
Proszę również o zostawienie komentarza albo chociaż zaznaczenia reakcji.
Moją reakcję mogę zaznaczyć jedynie pieczątką na żółtych papierach wszystkich twoich bohaterów. Oprócz policjanta. Całkiem polubiłam gościa. Ostatnio chyba mam słabość do mundurów…
*wzdycha tęsknie*
*jak Jean do Marco*
#sorry not sorry
                                                              Janey ^^

16 komentarzy:

  1. Pierwsza!
    Jako, że jedynym regulaminem w tej analizie był wasz regulamin, co jest załamujące, jednak czasu mało, wszyscy dyszą mi w kark, więc nie mogę wypisać sucharków:( *smuteczek* niemniej jednak, mam nadzieję, że na następną analizę nie trzeba będzie tak długo czekać.
    *virtual hug*
    Nanni

    OdpowiedzUsuń
  2. znów ja, jednak tym razem nie z pustymi rękami :D znalezione po czarnej stronie internetów, jednak pocieszające jest to, że większość komentarzy jest zgodna z opinią przeciętnego czytelnika(czyli rzygi, płacz i zgrzytanie zębów) a oto paskudztwo:
    http://opowiadania-edzi.bloog.pl/id,330875752,title,One-shot,index.html?smoybbtticaid=612ec6

    .... przepraszam...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Moja psychika! Boże, jak mogłaś?! ;- ; JAK MOGŁAŚ?!???? *tryb emo*

      Usuń
    2. Jezus Maria... właśnie, jak mogłaś?! XD Chyba nigdy się po tym nie pozbieram. Choć w sumie, czytanie tego i jednoczesne komentowanie na bieżąco w myślach było zabawne. To było... ciekawe doświadczenie *wasted*

      Litwin

      Usuń
    3. Niektórzy nie powinni mieć dostępu do internetu, żeby normalnych ludzi nie straszyć takimi tworami.
      Mój umysł został zgwałcony. :C

      Usuń
    4. Masakra... gdyby to wydrukować (nawet z tymi wielkimi, wkurzającymi przerwami między tekstem) i spróbować poprawić na czerwono błędy, to poprawianie samych literówek, błędów ortograficznych, stylistycznych, gramatycznych itp. zajęłoby całą wolną przestrzeń, plus jakieś doczepione kartki. Na poprawianie dziur w fabule, nielogicznych sytuacji, kretyńskich dialogów i jeszcze bardziej niedorzecznych sytuacji, zdecydowanie miejsca by nie było. To jest jedno z tych opowiadań pod tytułem "popraw wszystkie błędy - jeśli znajdziesz je co do jednego - wygrasz milion dolarów". Oczywiście jest tak dużo błędów i nieścisłości i ....ogólnie złego, bardzo złego pisania, że nie ma szans wszystko odnotować.

      Usuń
    5. Poprawienie dziur w... czym? xD Ale generalnie to czemu nie, challenge accepted! Doszłyśmy do wniosku, że analiza tego czegoś wymyśla się sama ;)

      Buziaki,
      Carly

      Usuń
    6. ..... nie wiem co gorsze. to nieudolnie napisane yaoi bez większego sensu, czy ten pieprzony gwałt znaleziony 5 minut temu?
      http://www.quku.org/najgorsze_15_mint_mojego_zycia_przez_gwalt,3474.html
      *przeprasza każdego kto wejdzie na tę stronkę*

      Usuń
    7. Już to żałosne coś czytałam, więc przepraszać nie musisz .___. Zastanawiam się... Jakim debilem trzeba być, żeby coś takiego stworzyć...
      Will

      Usuń
  3. To opowiadanie jest tak bardzo naiwne i oderwane od rzeczywistości, że aż urocze.

    OdpowiedzUsuń
  4. Nawiązania do Tytanów:

    Chyba, że w tytana.
    Zło nigdy nie śpi! (?... w sumie by pasowało)
    obrazek nr 2 i 3

    Carrie

    Btw. fragment z wizami nieźle mnie ubawił :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niestety, jest ich tam więcej, a "zło nigdy nie śpi" nie jest nawiązaniem do Shingeki ;( Ale dzięki, że próbowałaś :)

      Carly

      Usuń
  5. Litwin, jak mi jeszcze raz napiszesz zbieżność przez rz, to cię powieszę za żebro na haku !
    Pozdrawiam, Tomek ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O, buahaha, ale ze mnie frajer. Nie mam nic na swoją obronę, może oprócz tego, że takie są właśnie efekty pracy na szybko xD Ale dzięki za uwagę, już to poprawiam ^^' I przepraszam jeszcze raz!
      Litwin

      Usuń
    2. Wybaczam, każdemu się może zdarzyć ;)
      Tomek :)

      Usuń
  6. Gdzie można znaleźć rysunki Litwina ;o; ?

    OdpowiedzUsuń