wtorek, 15 kwietnia 2014

Żeby życie miało smaczek... teraz będzie wilkołaczek?!, czyli Harry Potter i Klątwa Zielonych Źrenic, część 5

Analiza z opóźnieniem, ale dostarczona do Państwa w nienaruszonym stanie ;) Tak sobie obserwujemy wyniki ankiety, i trochę płaczemy nad tym, co nas podkusiło, żeby oferować wybór dalszego analizowania tego Pottera, bo w ogóle nam się nie chce ;( Dlatego mamy propozycję, że zanalizujemy co pikantniejsze fragmenty z kolejnych rozdziałów, żeby nie pozbawiać Was przyjemności sprawdzenia, jak pani ałtorka radzi sobie z, ekhm, opisami, a potem przejdziemy do innych rzeczy. Bardzo serdecznie prosimy o wypowiedzenie się w tej kwestii w komentarzach ;)


Zanalizowały: Kłamliwy Litwin i Carly.

— Zwariuję przez tego dzieciaka!
Same here...
Edward wpadł do domu wzburzony, od razu kierując się w stronę Jaspera. Domownicy patrzyli zaintrygowani na jego nadal czerwone tęczówki i wściekłe spojrzenie.
Dobra. Należy to sobie wyraźnie powiedzieć. Kiedy wampiry nie pijące ludzkiej krwi były głodne, ich oczy robiły się CZARNE. Na czerwono barwiła oczy wampirów jedynie krew człowieka. Owacje na stojąco dla ałtorki.
Czerwone są bardziej tru.
Mięśnie były spięte, a cała postawa sugerowała nieopanowaną chęć ataku. Blondyn w ułamku sekundy znalazł się przy nim, uspokajając go miarowo i wyciszając instynkty.
Pogłaskał go po głowie i dał mu lizaka?
— Muszę wziąć prysznic
SERIO?! Kobieto, nie sądziłam, że kiedykolwiek to powiem, ale PRZECZYTAJ, KURWA, ZMIERZCH!
— warknął po chwili na wszystkich i zniknął we własnej łazience.
Zabawne, że on dopiero po fakcie zrobił się taki “waleczny” xD Przedtem piszczał jak mała dziewczynka.
— Co mu się stało? — mruknął zdezorientowany Emmet.
— Harry — odpowiedziała z pewnością Rosalie.
- Zdradzasz mnie?! - wrzasnął Emmett, gdy jego dziewczyna zwróciła się do niego imieniem innego faceta.
Wszystkie spojrzenia skierowały się na nią, ale dziewczyna tylko wzruszyła ramionami. Nie miała wątpliwości, kto był zdolny do togo,

żeby doprowadzić jej brata do takiego stanu. Tylko ten zielonooki chłopak tak na niego działał. Wciąż gdzieś w jej umyśle pobrzmiewały jego słowa: Nie wszystkim byłem w życiu w stanie pomóc. Wiedziała, że chłopak jest znacznie silniejszy, niż im początkowo pokazał, chociaż nadal do końca nie rozumiała tej mocy. Nie obawiała się go jednak. Każdy ma swoje tajemnice, oni też nie zdradzili mu wszystkiego o sobie.
Och, nie martwcie się, pewnie i tak już wszystko wie -.-
Edward wrócił do salonu po dwudziestu minutach. Miał na sobie świeże ubrania, a kolor oczu niemal wrócił do normy.
— Muszę dzisiaj zapolować — szepnął, siadając ciężko na skórzanej kanapie. Jej intensywny zapach pozwalał mu się skupić.
Jezus, Jezus, a on cały czas tylko o sobie i swoich potrzebach…
Intensywny zapach kanapy brzmi tak… bezcennie ;3
— Już? — zdziwił się Emmet. — Co ten bachor ci zrobił?
Chłopak potoczył po nich nie do końca przytomnym wzrokiem, zauważając jednak, że Jasper znowu siedzi tuż obok. Uśmiechnął się do niego z wdzięcznością i przeniósł spojrzenie na Carlisle'a.
A nie przetoczył?
— Prawie go dzisiaj zabiłem — szepnął zrozpaczony i zamknął na chwilę oczy.
Też mi przykro, że ci się nie udało, Edwardzie.
Rodzina patrzyła na niego w stanie głębokiego szoku, nie odzywając się przez chwilę. Dopiero kiedy opuszkami palców przesunął po swoich wargach,
Kurwa, jakie to dyskretne…
Rosalie wciągnęła głęboko powietrze.
— Chciałeś go ugryźć? — Emmet niedowierzał.
— Pocałował cię? — Niemal równocześnie zapytała jego partnerka.
Alice wbrew rozsądkowi zaśmiała się, brzmiąc na wyjątkowo szczęśliwą
Ta konstrukcja… Ona mnie… Niszczy… ;_;
i przylgnęła do niego, obejmując ciasno ramionami.
— Tak się cieszę! — zaszczebiotała i roześmiała się. — Wiedziałam, że w końcu spotkasz kogoś odpowiedniego.
Khem.
#ODPOWIEDNIEGO ODPOWIEDNIEGO ODPOWIEDNIEGO ODPOWIEDNIEGO ODPOWIEDNIEGO ODPOWIEDNIEGO ODPOWIEDNIEGO ODPOWIEDNIEGO ODPOWIEDNIEGO ODPOWIEDNIEGO ODPOWIEDNIEGO ODPOWIEDNIEGO ODPOWIEDNIEGO ODPOWIEDNIEGO ODPOWIEDNIEGO
— Jakiego odpowiedniego, Alice?
Dobra, przynajmniej sam zainteresowany daje jakieś śladowe resztki nadziei.
— warknął, odsuwając ją od siebie zdecydowanym gestem i zrywając się natychmiast z kanapy. Zaczął krążyć po jasnym pomieszczeniu niczym dzikie zwierzę zamknięte w klatce. — Zabiję go przy najbliższej okazji!
Czyny, nie słowa, Edwardzie, czyny, nie słowa!
Ten Edward zachowuje się OOC. A gdzie jęki, rzucanie się po ścianie, piski i leTki makijaż?
Nawet nie jestem pewien, czy mogę wrócić do szkoły, skoro on tam jest — dodał niezadowolony.
— Co się dzisiaj stało?
— Ja… On… Och! — burknął, zatrzymując się i patrząc na swoją rodzinę. — Chciałem się dowiedzieć, co zaszło pomiędzy nim, a Rose.
— Prosiłam cię, żebyś tego nie drążył! — przerwała mu ostro dziewczyna, ale Edward machnął tylko dłonią, ignorując jej słowa.
— I przypadkiem wydałem mu, że jestem w stanie czytać w myślach! — dokończył zrezygnowany.
Przypadkiem? Oni występują w jakiejś kreskówce dla pięciolatków, czy jak to w końcu jest?
— I uwierzył? — zapytał ze zwątpieniem Jasper. — Niby dlaczego ktoś miałby w to uwierzyć?
— Tak, też się zdziwiłem. Od razu. Odsunął się ode mnie, natychmiast zaprzestając jakichkolwiek prowokacji. A później wyszliśmy razem z sali i mówił o czymś, co nazwał legilimencją. I pytał o naturę mojego daru, czy widzę wspomnienia — uściślił Edward, nadal skonsternowany tą nagłą zmianą w zachowaniu Harry'ego.
Nagle zaczął wypowiadać trudne słowa, zamiast dobierać się ludziom do dupy. Też bym się zdziwiła.
— Czym jest legilimencja? — podchwyciła Esme, przenosząc spojrzenie z adoptowanego syna na męża, ale obaj tylko wzruszyli ramionami. — To cię tak wyprowadziło z równowagi?
— Nie — sapnął i ponownie dotknął warg. — Pocałował mnie.
Tak. Opowiedz o tym całej rodzinie. To w ogóle, cholera jasna, nie jest dziwne.
I… Och, cholera! Myślałem, że się tam na niego rzucę i zabiję, zanim chociażby zdąży się odsunąć. Zupełnie straciłem kontrolę — mruknął załamany.
— Ale przecież nic mu nie zrobiłeś — uśmiechnęła się Alice, a widząc pytające spojrzenia reszty rodziny, dodała: — Nadal widzę to jego spotkanie z jakimś chłopakiem.
— Nie, nie zrobiłem — przytaknął. — Ale nie ma w tym mojej zasługi.
Przypomniał sobie swoje zdezorientowanie, kiedy Harry nagle zniknął z jego pola widzenia. Nie był go w stanie wyczuć żadnym zmysłem. Jakby przestał istnieć, albo oddalił się bardzo daleko, dając mu czas na uspokojenie się, na powściągnięcie swojego temperamentu. Już chyba nic go nie zdziwi.
O, to zupełnie jak mnie! Czy powinnam teraz kupić sobie koszulkę “Team Edward”? :(
— Co się stało? — powtórzył Carlisle.
— Zniknął — odparł Edward z lekką paniką w głosie. — W jednej chwili stał przede mną, widząc, że szykuję się do ataku, a w następnej już go nie było. Nie mam po…
...jęcia co robię?
Jego wypowiedź przerwał telefon Rosalie, który niespodziewanie rozdzwonił się cichym sygnałem.
Całe szczęście, że nie wypadł dziurą w kieszeni. #jaPierdolę
Dziewczyna sięgnęła do kieszeni i wyjmując komórkę, uśmiechnęła się wyjątkowo zadowolona. Domownicy przyglądali jej się nieco podejrzliwie, kiedy odbierała.
— Witaj, Harry! — Twarz wampirzycy niemal promieniała radością. — Mamy przez ciebie naradę rodzinną.
Jezus, to jest takie cudowne, że po raz pierwszy od wieków tym kretynom grozi realna szansa ujawnienia ich “sekretu” i mhrocznych tajemnic, a ci się zachowują jak u cioci na imieninach ;-;
Wszyscy usłyszeli tłumiony śmiech nastolatka.
— Mam nadzieję, że Edward wrócił i nie zabił nikogo po drodze. Nie chciałbym mieć kolejnych ludzi na sumieniu.
Niemal natychmiast Cullenowie znieruchomieli, gdy przyjazny i ciepły śmiech Harry'ego w jednej sekundzie zmienił się w twarde i gorzkie słowa.
No nie na darmo facet przez sześć lat zakuwał transmutację, nie? -.-
Boże, to takie głębokie... *facepalm*
— Wszystko w porządku — uspokoiła go wampirzyca.
— Dobrze. Do zobaczenia, Rose. — Usłyszeli ciche westchnięcie i połączenie zostało zakończone.
Dziewczyna odłożyła telefon na niski, szklany stolik i przez chwilę czekała na jakąś reakcję rodziny.
Niestety, wszyscy siedzieli jak obróceni w kamień… ŁAPIECIE?!
Kiedy nikt się nie odezwał, choć wszyscy wpatrywali się w nią wyczekująco, skapitulowała.
— Nie sądzę, żeby był zadowolony, gdyby komuś stała się krzywda z jego winy. Nawet pośrednio — wyjaśniła, zerkając na Edwarda. — Musiał się upewnić.
Naprawdę, jestem o krok od przyznania Rosalie nagrody Najbardziej Wkurwiającej OOC EU/NE.
— Rose — warknął Emmet. — To nie ma sensu. Rozwścieczył wampira, a skoro wie, kim jesteśmy, musiał też wiedzieć, jakie będą tego konsekwencje.
— Widocznie ufa nam bardziej, niż myślimy — uciął Carlisle. Podszedł do Edwarda i złapał go za rękę. — Zapolujmy.
Po czym pociągnął go w krzaki… No, wiecie co mówią o rodzinach adopcyjnych -.-
-I-I-I-
Zaczął się kolejny weekend, a Harry przygotował i oddał już wszystkie zamówione eliksiry. Kilka kolejnych bulgotało na spokojnym ogniu,
Uhm. Niemalże, jak na wkurwionej… trawie, czy czymś ogólnie spokojnym.
czekając na dodanie w odpowiedniej chwili właściwych składników. Te były bardziej skomplikowane i chłopak wiedział, że musi zostawić je w takim stanie na kilka najbliższych dni. Nie miał niestety żadnych planów i już zastanawiał się, czy nie zadzwonić do Mike'a i nie spotkać się z nim na kolejną kolację bez zobowiązań. Obawiał się tylko, że chłopak może pomyśleć, że angażuje się w to bardziej, niż powinien. Jego rozmyślania przerwał dzwonek do drzwi, więc zdziwiony wszedł po wąskich schodach i zablokował magicznie swoje laboratorium.
— Cześć — mruknął, raczej niepewnie, chłopak stojący właśnie na jego werandzie.
— Cześć? — Bardziej zapytał niż odpowiedział na powitanie.
— Jestem Jacob.
Harry przyjrzał się uważnie swojemu niespodziewanemu gościowi. Był wysoki i dobrze zbudowany. Jego opalona skóra idealnie pasowała do głębokich, brązowych oczu.
Tak, to tylko taki szczególik, który analizuje się przy pierwszym poznaniu… chrzaniony gejuchu. Jeszcze tylko sprawdź, czy jego kozaczki idealnie pasują do torebki -.-
Podejrzewał, że jest młodszy od niego, ale niewiele. Miał w sobie jeszcze coś z dziecka,
Które zjadł na śniadanie.
rysy twarzy pokazywały to bardzo wyraźnie. Jednocześnie wyglądał jak wojownik, jak wyspecjalizowana maszyna do walki.
Czyli jak wszyscy w tym opku! Przynajmniej nareszcie pojęłam fenomen ich głupoty:
Szerokie barki i rozwinięte ponad wiek mięśnie, schowane były pod obcisłą, czarną koszulką bez rękawków.
Wszystkie mięśnie pod jedną koszulką? Włączając w to, na przykład, mięsień tkacki, okrężnu ust, pośladkowy wielki i język?
Spodnie, trochę szersze niż Potter by sobie życzył,
“Proszę wypierdalać z domu, nie życzę sobie takich spodni na terenie posesji!” xD
Ej, i potem się wszyscy dziwią, że geje mają złą opinię. Na bogów, przecież ludzie normalnie się tak nie oceniają, niezależnie od orientacji seksualnej, no!
układały się luźno na jego nogach. Aż oblizał usta, wyczuwając w nim coś niezwykłego. Zupełnie innego niż u Edwarda, ale jednocześnie tak bardzo podobnego. Niezwykłą siłę, której natury nie potrafił jeszcze zidentyfikować.
PEDALSTWO?!
— Harry. — Wyciągnął dłoń w geście powitania. — Dlaczego tu jesteś? — dodał po chwili rozbawiony, kiedy chłopak wpatrywał się w niego równie uważnie, co on jeszcze chwilę temu.
Dobra, już chyba czwarty raz ałtorka tak żongluje podmiotami w zdaniu, że spokojnie moglibyśmy oddać ją do cyrku. Nothing to do here.
— Och! Charlie mnie przysłał
Pocztą Polską. W sumie miałem być w zeszłym tygodniu, ale sam rozumiesz.
— uśmiechnął się, starając bezskutecznie zamaskować lekkie zmieszanie.
Harry uniósł brwi w nieco kpiącym geście, wyrażając swoje zdziwienie i jednocześnie dając do zrozumienia, że czeka na dalsze wyjaśnienia.
Litwin zmarszczyła groźnie brwi, wyrażając swoją radość i jednocześnie dała do zrozumienia, że czeka na obiad. Tyle sensu na raz.
Jacob zawstydził się jeszcze bardziej, a na jego policzkach zarysowały się niewielkie rumieńce, co wywołało ciche parsknięcie Wybrańca.
Jezuuuuuu, czy ten kretyn u wszystkich powoduje ciotoficus miękkokolanus, czy mnie się tak tylko zdaje?!
— Wejdziesz? — mruknął w końcu czarodziej, nie spodziewając się, że chłopak szybko odzyska głos.
Oezu. Jak ten Potter na wszystkich działa, psia jego mać. *wachluje się kartką, coby nie ulec urokowi*
Ten tylko kiwnął głową i przekroczył odrobinę niepewnie próg domu. Potter zamknął drzwi i skierował się do kuchni, gdzie chwycił za dwa kieliszki i wino.
Stał tak, trzymał się i nie puścił.
Było trochę późno, a lampka wina powinna pomóc odgonić zły nastrój.
Edward trzymał się ostatnio jak najdalej od niego. Nie przychodził też na lekcje biologii, co nieustannie drażniło Harry'ego,
A to ci heca, no kurwa :D
ale postanowił dać mu jeszcze trochę czasu. Kilka dni, nie więcej.
A potem tak mu wpierdoli, że go rodzona mama nie pozna… Oops.
W tym czasie zaczął spędzać przerwy z rodziną wampirów. A raczej z jej częścią, bo Emmet systematycznie znikał gdzieś z bratem.
*sugestywnie szturcha łokciem*
Rosalie okazała się naprawdę świetną dziewczyną i to ona przyprowadziła go, już następnego dnia po tym, jak niemal zmusił Edwarda do ataku na siebie, do ich stolika.
Co jeszcze bardziej podkreśla jej świetność.
Zapierał się i narzekał, ale wampirzyca była nieugięta i w końcu spędził z nimi te kilkadziesiąt minut.
Jakbym miała kilkadziesiąt minut przerwy na lunch i tyle hajsu co szanowny pan Potter, to na pewno nie wpierdalałabym żarcia ze stołówki.
Z nią, Alice i Jasperem. A następnego dnia podszedł już do nich sam.
— Ile właściwie masz lat? — Po krótkim namyśle zapytał gościa wprost, trzymając w dłoniach kieliszki i butelkę.
No, i takie wtrącenia powodują, że przez chwilę myślałam, że zapytał o wiek Jaspera. Dobre skille w pisaniu są dobre.
Musiałam przeczytać to jeszcze dalej, żeby ogarnąć co się dzieje Oo
Przyjrzał mu się jeszcze raz i doszedł do wniosku, że być może częstowanie alkoholem nastolatka powiązanego w jakiś sposób z komendantem nie będzie najlepszym pomysłem.
— Szesnaście — odpowiedział niechętnie, widząc, że Harry odstawia jedno z naczyń.
— Naprawdę? Byłem pewien, że więcej — zdziwił się szczerze Harry.
Chłopak uśmiechnął się lekko i przyjął od niego szklankę z jakimś naprędce znalezionym sokiem. Jego ojciec wraz z Charliem oglądali kolejny etap mistrzostw, a on nad wyraz znudzony ich towarzystwem, nie wiedział, co ze sobą zrobić.
— Mieszkasz tu? 
— Potter zaczynał się lekko irytować zachowaniem chłopaka. Może nie miał planów na wieczór, ale już wolał nic nie robić, niż próbować utrzymać rozmowę z Jacobem,
No to po chuja pana go zapraszałeś, idioto…
który nie wykazywał do tego żadnych chęci. — Nie widziałem cię w szkole.
— W La Push.
— Tak? Jesteś Quileute'em?
Och, Wszechwiedza! Tak mi tego brakowało! -.-
Tym razem czarodziej zerknął na niego uważniej. Czytał miejscowe legendy o tym plemieniu, ale był pewien, że chłopak nie jest wilkołakiem. Za dużo czasu spędził z Remusem, żeby nie wyczuć specyficznej, mrocznej cząstki magii, która w nich tkwiła. Chociaż nadal był pewien, że coś nietypowego jest w tym dzieciaku.
— Owszem, jestem — przyznał z szerokim uśmiechem Jacob. — A ty? Charlie powiedział, że mieszkasz tu sam. I to od niedawna. Co robiłeś wcześniej?
— Uczyłem się — odpowiedział Harry wymijająco.
Niestety, chuj z tego wyszedł, no ale próbowałem.
— Doprawdy? — zaśmiał się cicho tamten.
— Dlaczego tu jesteś? — czarodziej powtórzył swoje pierwsze pytanie zniecierpliwionym głosem, a chłopak wzruszył bezradnie ramionami.
— Tata i Charlie oglądają mecz i chyba im przeszkadzałem.
Więc poszedłem poprzeszkadzać komu innemu. Ałtorka musi mnie bardzo lubić.
Potter parsknął cicho i skarcił się wewnętrznie za bycie niemiłym. Nie musiał odstraszać ludzi.
E tam. Przynajmniej to jedno dobrze mu wychodzi!
W końcu ten chłopak nie zrobili mu niczego złego. Jacob był młody, ale może właśnie takich przyjaciół powinien sobie także poszukać. Choć perspektywa tego, że kiedyś w przyszłości przyjdzie mu go bronić, nie do końca mu się podobała.
OMFG. Serio, stawiam piwo osobie, która mi wytłumaczy problem tego faceta.
Przeszli do salonu, gdzie szesnastolatek rozsiadł się wygodnie na kanapie, zajmując ją w całości i włączając telewizor na kanał, na którym leciał wspomniany wcześniej przez niego mecz.
Moment… czyli gościu znudził się meczem, więc zmienił placówkę, coby pooglądać mecz? AŁTORKO.
Odnoszę wrażenie, że wszystkie postaci w tym ficu są w rzeczywistości simsami, którym ktoś ustawił zbyt wysoki poziom wolnej woli.
Potter już chciał coś powiedzieć, bo takie zachowanie nieszczególnie przypadło mu gustu, kiedy usłyszał, kolejny już tego wieczoru, dzwonek do drzwi. Mruknął jakieś przeprosiny i poszedł otworzyć. Na progu, ku jego zdziwieniu, stał Mike i Jessica.
Jak już coś, to stali Mike i Jessica. Aczkolwiek rozumiem, że kobieta leży absolutnie poza strefą zainteresowania Pottera.
Tuż za nimi była również Angela, z którą jak do tej pory nie miał okazji porozmawiać i jeszcze jeden chłopak, choć jego imienia nawet nie pamiętał.
I skłonili się nisko, szorując brodami o podłogę i wykrzykując “Do usług!”?
— Stwierdziliśmy, że jesteś wystarczająco samotny, żebyśmy mogli pojawić się bez zapowiedzi — zaczęła z szerokim uśmiechem blondynka, przepychając się przez drzwi i wchodząc bez zaproszenia do kuchni.
Ja powoli zacznę uważać, że Potter postanowił w swej zajebistości sam zaprojektować swoją nową melinę, tylko że z racji bycia idiotą walnął kuchnię zaraz po przedpokoju.
Za nią podążyła reszta, nie dając Harry'emu nawet dojść do słowa i paplając głośno.
Jak słodko! Głupie przyjaciółeczki Mary Sue! Awwwww….
Mike, jako jedyna osoba, która już kiedyś przebywała w jego domu, sięgnął do szafk po szklane miski i kieliszki, pokazując mu kupione wino.
Po. Chuj. Mu. Miski. Do. Picia. Wina.
Takie, jakie pili ostatnio, na ich kolacji – nie randce.
Potter przyglądał się temu wszystkiemu z lekkim grymasem niezadowolenia, nie do końca rozumiejąc, co się właściwie dzieje. Nie odezwał się też ani słowem, ale najwyraźniej jego znajomi nie widzieli w tym żadnego problemu. Kiedy wszystko, co przynieśli było już przełożone na różne podstawki, miseczki i talerzyki, ruszyli gromadnie do jego salonu.
I zamarli.
Tak jak Jacob.
I Harry.
A ja nie!
Indianin stał na środku pokoju z jego srebrną ramką. Dłonie lekko mu się trzęsły, a niepewny jeszcze chwilę temu wyraz twarzy, zmienił się na coś w rodzaju gniewu, czy też może bardziej niedowierzania, połączonego z, dziwnym rozżaleniem.
I odrobiną sosu tabasco.
Harry przyglądał się temu, ciekawy, jak chłopak zareaguje. I jak zareaguje reszta, bo przecież oprócz Mike'a nikt nie wiedział, że jest gejem.
Naprawdę, Potter, nakręć sobie jakieś reality show, w którym będziesz pokazywał ludziom ramkę ze zdjęciem, bo ja ci już, kurna, nie wierzę, że oni je znajdują przez przypadek…
Nie obnosił się z tym zbytnio.
Nieeeeeeee. Skądże by.
Tu nikt o nim nie wiedział pomijając jedynie wampiry, które zapewne od swojego brata dowiedziały się, że zdążył go pocałować już dwukrotnie. Ale im to najwyraźniej nie przeszkadzało.
— Kto to jest? — warknął Jacob, wymachując fotografią.
— Severus — odparł bardzo cicho a jego gardło ścisnęło się w jednej chwili.
...nie mam dwuznacznych myśli, nie mam dwuznacznych myśli, nie mam dwuznacznych myśli…
Taki tam. Odruch.
Wymiotny?
— Myślałem, że gustujesz w starszych facetach — mruknął Mike tak cicho, że gdyby Jacob, stojący dość daleko od nich, był zwykłym człowiekiem, nie miałby prawa tego usłyszeć.
Ale usłyszał. Oczywiście, że tak.
Usłyszały też dziewczyny i Erick, bo Potter w przypływie natchnienia, przypomniał sobie, jak ten ma na imię.
Gdyby Potter sobie nie przypomniał, to facet z marszu straciłby słuch.
Nie, żeby to było teraz ważne.
Oczy szesnastolatka na chwilę zasnuły się jakąś dziwną mgłą, a on sam wydał z siebie gardłowy warkot. Bardzo podobny do tego, który wydawał wcześniej Edward. I bardzo podobny do charczenia Lupina, kiedy zamienił się na jego trzecim roku w wilkołaka.
Na trzecim roku Edwarda? Lupina? Jacoba? Ech, whatever.
Ale nadal inny.
— Nie masz się czym martwić — rzucił dla rozładowania napięcia Newton. — Oni nie są już razem — dodał z beztroskim uśmiechem.
Nieszczególnie to uspokoiło chłopaka, bo warknął raz jeszcze i rzucił ramką w ścianę, roztrzaskując ją na drobne kawałeczki. Harry stanął jak wryty z rozszerzonymi oczami. Nie wierzył w to, co się stało. Po chwili, otrząsnął się z szoku; podszedł do niego i uderzył pięścią w twarz. Mocno. Wkładając w to całą swoją siłę.
I poczuł, jak pękają mu kości dłoni, a wyraz twarzy Jacoba zmienia się na kpiący.
TAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAK!!!! JEDYNA DOBRA SCENA W TYM FICU!!!!
Nie robiąc sobie z tego zupełnie nic, Potter zamachnął się drugą ręką, tym razem w uderzenie wkładając sporo swojej, buzującej niebezpiecznie od pewnego czasu, magii.
I powalił chłopaka na podłogę. A właściwie na stół, który załamał się pod jego ciężarem i siłą ciosu Harry'ego.
Jak to dobrze, że Potter nie zamieszkał w bloku, bo jak nic przebiłby się do sąsiadów z dołu.
Pozostali patrzyli na to oniemiali i nikt nie śmiał się odezwać. Potter był wściekły, już dawno się tak nie czuł.
Po śmierci Severusa, początkowo przeważały nieutulony żal po stracie kochanka i potworna tęsknota za wszystkimi aspektami życia z nim. Później przerodziło się to w niekontrolowany ból, przeplatany chwilami odrętwienia i walki o jego dobre imię. Ostatnio ten niesamowity ból zelżał, dając mu szansę na nowe życie. Odciął się od Anglii, ale nie od ideałów Severusa.
Czyli? Bo Sev to chyba jedna z takich postaci, które w zasadzie nie mają ideałów, ale co ja tam wiem.
Poznanie Edwarda i uzmysłowienie sobie, że znowu może o coś walczyć, że znowu ma możliwość żyć, było jednocześnie ukojeniem i rozczarowaniem. Ale wiedział, że Snape nie pozwoliłby mu zrezygnować z takiej walki. Szczególnie, jeśli nagroda miałaby tak dużą wartość. Podjął ją więc. Dla siebie. I dla niego.
— Wynoś się z mojego domu — krzyknął, kątem oka zauważając, że w salonie pojawił się komendant i jakiś mężczyzna na wózku inwalidzkim.
Uhm, tak. Gościu ma schody prowadzące na ganek, ale “jakiś mężczyzna na wózku inwalidzkim” tak o pojawił się w pokoju. Legit.
— Wynoś się i nie wracaj, dopóki nie dorośniesz do życia.
Pffffffhhhh XD
Jacob wstał chwiejnie, trzymając dłoń na lewej stronie twarzy. Z rozciętej wargi kapała krew, a kość policzkowa wyglądała na pękniętą,
Panienka ma na myśli kość jarzmową, taaak?
ale Harry nie przejmował się nim w tej chwili. Podszedł do ściany, u podstawy której leżały rozrzucone fragmenty jego ulubionego zdjęcia.
I pytanie za 100 punktów, jak można rozwalić zdjęcie rzucając nim w ścianę? Było wydrukowane na tabliczce kamiennej, czy ki diabeł? A już poza tym wszystkim, to czemu to zdjecie się nie rusza? Nie nadawałoby się wówczas dla odbiorców poniżej osiemnastki?
Miał ich więcej oczywiście. Miał magiczną kliszę, a właściwie kilka.
Magiczną. A zatem ruszać się powinno.
Nie zmieniało to jednak faktu, że nienawidził teraz chłopaka z całego serca.
— Kim ty jesteś? — zapytał z wahaniem Jacob.
Harry odwrócił się do niego powoli i stanął na wyciągnięcie ręki. Pięści miał znowu zaciśnięte,
W tym tę, w której chwilę wcześniej pękła mu kość. Gratulacje, panie Potter!
a wyraz jego twarzy nie wyrażał żadnych emocji. Mimo to, miejscowy chłopak
No to chyba średnio miejscowy, skoro z La Push… -.-
instynktownie cofnął się kilka kroków, odsłaniając dokładnie sylwetkę swojego ojca.
Te wszystkie postaci. Takie zjebane.
Potter patrzył na niego przez dłuższą chwilę, zupełnie nierozumiejącym wzrokiem.
Czyli prawdopodobnie takim, jak zazwyczaj.
Wyczuwał coś bardzo znajomego wokół niego. Jakąś energię, która przywodziła na myśl nie tylko Jacoba, ale jeszcze jedną osobą. Bardzo ważną.
Jego dłonie automatycznie się rozluźniły, a źrenice zwęziły. Po minucie, podczas której wszyscy go obserwowali, mruknął cicho:
— To nie może być Syriusz, nie jest do niego nawet podobny.
ARE YOU FUCKING KIDDING ME?!

Ja naprawdę nie mam pojęcia, co tu się kurwa stało ;-;

12 komentarzy:

  1. Rozdział 8 i możecie jechać z czymś innym <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Musiałyście wklejać to różowe zdjęcie?! Chciałam przeczytać sobie analizę przed snem, a tu nagle takie coś! Teraz będę miała koszmary z tym panem w różowym kostiumie... -.-
    Dziękuję!
    Wracając do samej analizy- było cudnie :-D Edward jeszcze bardziej ciotowaty niż w książce i ten Harry... po prostu buc jakich mało.
    Ten twór boli, proszę, zanalizujcie coś normalnego, kolejnej porcji Zielonych Źrenic nie wytrzymam. :-(
    Madness

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeszcze tylko rozdział ósmy i jedziemy z czymś innym, nie martw się :P

      Usuń
  3. Szkoda, że chcecie odchudzić materiał do analiz, miałam nadzieję na całą serię. (Bo z tego co pamiętam ma tylko 10 odcinków?)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przykro nam, ale nie da rady :( Całe to opko wieje sandałem i planujemy wrzucić jeszcze tylko rozdział ósmy. Masz rację, jest ich razem dziesięć, ale właściwie przez cały czas dzieje się prawie to samo... Po pewnym czasie robi się już nudne. I bardzo, bardzo męczące! Ale mamy nadzieję, że rozdział ósmy Cię pocieszy xD

      Usuń
    2. Chociaż tyle. ;D

      Usuń
  4. Ej, ja płaczę, potem się śmieję, znowu płaczę i znowu śmieję. Płacicie mi kurwa za psychologa ;-;
    Nie no, dobra. Ałtoreczka mi zapłaci.

    Intensywny zapach kanapy... to będzie mój ulubiony tekst do końca życia, po prostu to kocham xD
    Jacob to jest dopiero twardziel. Nikt tak jak on nie rozwala ramek ze zdjęciami o ściany :D
    Podobała mi się scena, w której Potterowi złamała się ręka. Ale potem oczywiście wszystko musiało się zjebać, gdy pan Harry powalił wilkołaka na ziemię. Jednym ciosem. Nie żebym się czepiała, bo dawno czytałam sagę o Harrym Potterze, ale to chyba nie było tak, że magia kumulowała się np. w dłoni i dodawała mu +50 do mocy. Tak w Naruciaku z chakrą było, a nie ;-;

    z ostatniego zdania zrozumiałam, że niby ojciec Jacoba przypomina mu Syriusza, tak? Heheh, śmiechłam.

    Co do pytania we wstępie, myślę, że dobrze będzie tak, jak zaproponowałyście. Myślę, że mnie też mózg w końcu zacznie boleć od tego opowiadania, więc coś innego się przyda C:

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Haha, jedenaście na dwadzieścia głosów było za Zielonymi Źrenicami, a tymczasem jesteś trzecią osobą, która opowiada się za zakończeniem serii - i chwała Ci za to, same więcej nie zniesiemy ;P
      Co do tej sceny z Potterem powalającym Jacoba, to to było już przegięcie xD Całe to opko jest przesiąknięte taką niezgodnością z obiema książkami, o których autorka próbuje pisać, że aż smutno się człowiekowi robi -.-

      Usuń
  5. To jest złe. Źle się to czyta. Ale im gorszy jest tekst, tym lepsze są wasze komentarze :D I o to w tym chodzi. Nie porzucajcie Zielonych Źrenic. Co to za przyjemność analizować coś fajnego? Albo lekkiego? O to chodzi żeby było banalne, niezgodne z kanonem, brzydkie, głupie i .... dzięki temu zabawne :D. Już tylko 3 rozdziały. Dacie radę! Jeśli potrzebujecie pomocy w analizowaniu, to ja się zgłaszam na ochotnika (ewentualnie na męską cheerleaderkę waszego teamu) :D
    KM

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niestety, ale to jest jeszcze pięć rozdziałów :c A my, jak na razie, mamy już zupełnie dość :/ Ale pożyjemy, zobaczymy. Może wybierzemy fragmenty wszystkich rozdziałów, czy coś.
      Haha, możesz być naszą cheerleaderką, ale nie wysyłaj nam fotek w spódniczce. Chociaż w sumie... xDD

      Usuń
  6. Nowa strona bardzo ładna, ale niebieska koszulka wygląda, jakby była posikana xD Ten cień nie wygląda za dobrze :D przynajmniej nie do cieniowania tym stylem.
    A co do ankiety, tak naprawdę, nie miałam na niej wyboru. Wole czytac to-to, niz dzieła, na podstawie mang/anime, których nie znam, a nawet zaliczają sie do tematyki, której nie lubie. Wiem, bo wygooglowałam i koleżanka troche mi powiedziała ;P
    Pospieszyłam się z komentarzem troszkę, teraz zaczne dopiero czytać analizę :>

    SejaNeko

    OdpowiedzUsuń